Podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy PPS "Grudynia" S.A. postanowiono postawić firmę w stan likwidacji. Zebranie rozpoczęło się w czwartek po południu i trwało do wieczora. Przybyli nań wszyscy udziałowcy, czyli profesor Stanisław Pasyk (około 76 procent udziałów) - kardiochirurg z Zabrza, Marian Szweda (nieco ponad 8 procent), Mirosław Szubiński (około 11 procent) i przedstawiciele załogi (około 4 procent). W Grudyni pojawił się także niejaki Andrzej Buczek, przedsiębiorca spod Krakowa, robiący interesy na Śląsku. Jest on przedstawiany jako doradca Stanisława Pasyka. Podczas zebrania udzielono absolutorium radzie nadzorczej, której przewodniczącym jest Stanisław Pasyk, a członkami między innymi Mirosław Szubiński i Andrzej Buczek. Absolutorium nie udzielono natomiast poprzedniemu zarządowi spółki z Lesławem Chęcińskim na czele.
W trakcie walnego, mimo sprzeciwów mniejszościowych udziałowców, podjęto kilka ważnych, choć nie do końca dla wszystkich jasnych, uchwał. Między innymi upoważniono zarząd do wydzierżawienia wykupionego (choć nie zapłaconego) majątku, czyli 350 hektarów z ruchomościami i nieruchomościami osobom wskazanym przez zarząd. Kwota dzierżawy ma być nie mniejsza niż 15 tysięcy złotych rocznie. Przypomnijmy, że spółka jest właścicielem tych 350 hektarów, choć kiedy przed laty je kupowała od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa zapłaciła tylko pierwszą ratę. Agencja oddała sprawę do sądu.
- Mamy już w ręku wyroki sądowe nakazujące spółce oddanie majątku i w poniedziałek rano przystępujemy do działania - zapowiada Wacław Landwójtowicz, zastępca dyrektora opolskiego oddziału AWRSP. - Nie chcę komentować uchwały walnego zgromadzenia, bo jej nie widziałem. My już z "Grudynią" negocjować czegokolwiek nie chcemy, bo rozmawialiśmy kilkanaście razy. Teraz po prostu mają oddać do agencji majątek. Koniec, kropka.
Inną uchwałą walnego zebrania postanowiono zlikwidować PPS "Grudynia" S.A. Wniosek w tej sprawie ma być wkrótce złożony w sądzie gospodarczym. Firma praktycznie wkrótce i tak przestanie istnieć, gdyż załoga ma pracę tylko do końca maja. W ubiegłym tygodniu wszyscy, czyli ponad 60 osób, otrzymali trzymiesięczne wypowiedzenia, z okresem wypowiedzenia skróconym do... miesiąca.
- Mnie kazali brać obiegówkę i już się zacząć od poniedziałku rozliczać, bo za dużo gadałem na zebraniu i upominałem się o swój urlop - mówi Jan Derkacz, pracownik "Grudyni". - Oni po prostu rozkradli i położyli nasz zakład, a my nie mamy nawet na chleb dla dzieci. Kiedy próbowaliśmy się dopominać o swoje i walczyć, to nas wszystkich zastraszyli. Prezes ogłosił nawet, że rozwiązuje związki zawodowe, a wiceprzewodniczącego wyrzucił bezprawnie z pracy. Na czwartkowym walnym padła także propozycja podniesienia kapitału spółki, ale pomysł ten nie przeszedł. Załoga, która nie dostaje pensji od wielu tygodni, nie ma ani grosza na dokapitalizowanie spółki.
Wygląda na to, że wszystkie zapewnienia aktualnego prezesa "Grudyni" S.A. Roberta Piroga o programie naprawczym i planach firmy były po prostu mydleniem oczu załodze. Od kiedy przed ponad miesiącem po raz pierwszy napisaliśmy o fatalnej sytuacji firmy i niejasnościach dotyczących spraw majątkowych, prezes Piróg konsekwentnie unika kontaktu z "NTO". Czasu na rozmowę z gazetą nie znalazł w tym tygodniu także profesor Pasyk.
Według naszych nieoficjalnych informacji, po publikacjach w "NTO" sprawą Grudyni zainteresowała się opolska delegatura Urzędu Ochrony Państwa. Z kolei z wysokich kręgów politycznych docierały podobno sygnały do AWRSP, aby sprawie nie nadawać zbytniego rozgłosu. Nie jest tajemnicą, że profesor Stanisław Pasyk uchodzi za osobę bardzo dobrze ustosunkowaną. Sam zresztą często powołuje się na znajomość z premierem Buzkiem.
Do sprawy Grudyni, wbrew prośbom przedstawicieli szefostwa firmy, na pewno wrócimy.
Źródło: Nowa Trybuna Opolska
Michał Wandrasz